piątek, 19 lipca 2013

część druga.

Jak bardzo człowiek potrafi być słaby? Jak łatwo go zniszczyć mentalnie, tak aby żył tylko dla bólu, dla cierpienia, dla niczego pozytywnego, dobrego? Jak szybko może sam pozbawić się największych i najpiękniejszych wartości? Z jaką prostotą z kogoś staje się nikim, zerem, wręcz trzecią stroną medalu, beczką bez dna? Może wielu tego nie wiedziało i nadal nie wie, może i wielu jeszcze nie przekonało się o tym na własnej skórze. Ale ty tak. Ty to przeżyłeś. Nie umarłeś, nie zginąłeś, mimo iż psychicznie od pamiętnego zdarzenia byłeś wrakiem.
Przebudziłeś się w wielkiej sali szpitalnej. Jej biel cię przerażała, podrażniała źrenice, wprawiała w konwulsje. Nie było nikogo, nie było niczego przyjemnego, nawet tego cholernego kwiatka na parapecie, nawet twojego ulubionego jabłka na bocznym stoliczku. Nie było nic. Byłeś tylko ty, doprowadzające do rozpaczy łóżko i kroplówka z przezroczystą cieczą, spływającą wprost do twego krwiobiegu.
Bałeś się. Bałeś się spojrzeć na cokolwiek innego niż sufit i drzwi, jakby zamknięte na cztery spusty, gdzieniegdzie umazane od płynu, którego wolałbyś już nigdy nie widzieć. Od krwi. Przerażała cię wizja poruszenia czymkolwiek prócz powiek. Tak strasznie obawiałeś się bólu, tak strasznie obawiałeś się nagłego pogorszenia stanu zdrowia, jakimś cudem trzymającego się na równym poziomie, tak strasznie obawiałeś się nawrotu wspomnień, nawrotu sytuacji, którą chciałeś wymazać z pamięci wraz ze skutkami. Gdybyś miał taką możliwość, gdyby dobra wróżka spłynęła ci z nieba, odwróciłbyś to wszystko do góry nogami, zrobiłbyś losowi na opak, ocalił to co najważniejsze dla człowieka?
Skrzyp otwieranego frontu tak bardzo drażnił twoje bębenki uszne. Nie chciałeś tego słuchać, nie chciałeś widzieć kolejnej bieli, tym razem na istocie, na osobie doktora. Bo co ci było po jego współczującym spojrzeniu, załamywaniu rąk, głębokim i rozżalonym wzdychaniu? On traci kolejnego pacjenta. Ty tracisz wszystko.
- Co z nimi? - nie wiedziałeś, dlaczego język sprzeciwił się ciału, dlaczego krtań wprawiła w ruch struny głosowe, zmuszając do tego pytania. Pytania rujnującego iście poukładany wcześniej światopogląd, tak nagle rozsypujący się jak domek z kart.
- Zależy, o kogo pan pyta.
- O żonę - wybrałeś akurat ją. Dlaczego? Bo widziałeś, jak cierpiała? Bo widziałeś jej przerażenie, szok, wszelkie negatywne emocje przepływające przez jej promienną na co dzień twarz?
- Robiliśmy, co mogliśmy. Nie udało się jednak zatamować krwotoku i załatać rany od zewnętrznego złamania ręki - nie zrozumiałeś ostatniego zwrotu. Nic nie rozumiałeś. Może dlatego, że oczy łzawiły ci jak alergikowi w czasie pylenia, może dlatego, że połowa mózgu odmawiała posłuszeństwa. - Kość łokciowa przebiła mięśnie i skórę. W wyniku ponownego uderzenia wbiła się w jamę brzuszną. Przykro mi.
Doskonale wiedziałeś, że tak naprawdę nie było mu przykro. To tylko zwyczajne gadanie, które rzekomo ma wspomóc, pocieszyć. A jak jest w rzeczywistości? Irytuje jeszcze bardziej, doprowadza do białej gorączki.
- A co z synem?
- Walczy o życie. Może i jest w stanie krytycznym, ale porównywalnie, choć to paradoksalne, w o wiele lepszym od pańskiej ukochanej - chwycił cię za ramię, mimo iż zaczęło promieniować, promieniować z bólu. Bólu z serca, mentalnego. - Obiecuję panu, że zrobimy wszystko, aby wyszedł z tego cało. Niech pan odpoczywa i cieszy się tym, że żyje, że jeszcze nie przeniósł się na łono Abrahama.
Gdybyś miał wystarczająco dużo siły, gdybyś miał wystarczająco dużo odwagi, choć na boisku zwykle ci jej nie brakuje, wstałbyś i uderzył go w twarz. Bo radość w takiej sytuacji jest wariactwem, objawem schizofrenii, pośrednim ogniwem pchającym do psychiatryka.
Błagałeś Boga, aby zlikwidował coś takiego jak noc, aby zamknął to na cztery spusty i oznaczył jako rzecz zakazaną, niedozwoloną. Dlaczego? Bo największe cierpienie przychodziło właśnie wtedy. Nikt nie słyszał, jak łkałeś w poduszkę, jak twoje niebieskie oczy, non stop zaczerwienione, stały wręcz w kroplach słonej wody, jak ciemne włosy kleiły się do twarzy, sam nie wiedziałeś czy to od potu, czy od mentalnego bólu. Mógłbyś krzyczeć, mógłbyś się wić. Mógłbyś. Robiłeś coś innego. Umierałeś. Umierałeś komórka po komórce, mięsień po mięśniu, organ po organie. Bolało? Bolało. Bolało to, że to tylko wyobrażenia, że to tylko towarzyszenie żonie w najgorszej chwili jej życia, że nie spotkałeś się z tym na własnej skórze ty zamiast niej.

***
nie takie rzeczy już widziałam, nie takie obrażenia miały ofiary po wypadkach.
może lepiej nie wiedzieć, jak to naprawdę wygląda?

Karo wraca w przyszłym tygodniu. :)
a ja drugi raz przeproszę za SPAM te, które tego opowiadania nie czytają. 
tośka.

32 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Syn musi żyć, nie widzę innej opcji. Nie wiem dlaczego, ale te niebieskie oczy sprawiają, że w roli głównego bohatera widzę tylko Winiara. I jak sobie pomyślę o Oliwierze, to.. Ah, nawet mi to nie przejdzie przez klawiaturę.
      Tak. Lepiej nie wiedzieć, oraz nie widzieć ofiar po wypadkach. Ja nigdy nie widziałam, ale była taka sytuacja. Wypadki to najgorsza rzecz. A potem świadomość, że straciło się w nim kogoś bliskiego.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Mam wielką gulę w gardle. Nie wiem czy może być coś gorszego, niż odpowiedzialność na śmierć swojej drugiej połówki.. Na dodatek byli chyba w słabych stosunkach przed wypadkiem, o ile się nie myle. Swoją drogą wybrałaś interesującą formę śmierci, jako (mam nadzieję) przyszły student medycyny zostałam zaintrygowana, co jest chore, ale nieważne. Smutno tu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyobrażam sobie cierpienia faceta, który kochał swoją ukochaną i jeszcze przyczynił się do jej śmierci. To nie jego wina, ale pewnie teraz tak się czuję. Oby z synkiem było wszystko dobrze;) Świetny rozdział,czekam na kolejny i serdecznie pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To musi być straszne uczucie stracić ukochaną osobe , mając świadomość, że w pewnym sensie się do tego przyczynił. Oby chłopiec z tego wyszedł. Do następnego Angel:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem! :) Eh kurcze. I teraz tak żyć. On będzie miał dla kogo. Ale i tak będzie obwiniać siebie, chcieć sam być na miejscu żony...Życie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi go... strata żony to straszna rzecz, oby jego syn wyszedł z tego cało. Oby się udało.
    niektórych obrażeń lepiej nie widzieć...

    OdpowiedzUsuń
  7. lepiej nie wiedzieć.czyli jednak Winiar?? myślałam o Wlazłym, ale te niebieskie oczy... cóż, bohater zawinił, ale czasu nie cofnie i żadna wróżka tu nie pomoże. teraz musi tylko się modlić, żeby jego synek z tego wyszedł :(

    OdpowiedzUsuń
  8. jak sobie wyobraziłam obrażenia żony... coś okropnego.
    Pierwsze chwile są najgorsze, ale mam nadzieję, że je przetrwa i oby miał dla kogo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przecież ten facet ( stawiam że to Winiarski) się załamie. On się będzie obwinial do końca życia, wykończy się psychicznie. Niby to przez niego wszystko się stało ale jednak strasznie mi go żal. Mam nadzieję że chociaż jego syn przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak mi się wydawało, że to (chyba)jest Michał. Gdybym sama dowiedziała się o śmierci bliskiej dla mnie osoby załamałabym się kompletnie, mając jeszcze świadomość, że zmarła ona poniekąd z mojej winy.
    Mam nadzieję, że jego synkowi jak i jemu uda się z tego wyjść cało.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawinił, ok. To przez niego nie żyje jego żona. Ale ma dla kogo żyć. Przeżył synek. Nie może się załamać. Musi pokazać, chociaż Małemu, że jest silny, że się trzyma. Pozostaje mu wierzyć, że synek wyjdzie z tego cało i będą mogli obaj próbować żyć normalnie. Bo on sam sobie nie poradzi. Będzie za wszystko się obwiniał. Nie daj Boże, będzie chciał ze sobą skończyć, być z rodziną. Świat nie kończy się na śmierci bliskich osób. Właśnie wtedy trzeba pokazać swoją siłę i odwagę, by żyć dalej. Ze świadomością, że ich nie ma, ale, gdy tylko przyjdzie trudny moment w życiu, oni przyjdą i pomogą. Pomogą przetrwać, by później cieszyć się z sukcesu. A on na pewno nie będzie sam. Ma rodziców, teściów, którzy, mam nadzieję, nie odwrócą się od niego, przyjaciół, bliższych czy dalszych znajomych. I on musi sobie poradzić, by pokazać synowi, że jest silny. A Mały przeżyje. Chyba nie może przytrafić się mu taki pech, że straci dwie, najważniejsze w jego życiu, osoby.

    OdpowiedzUsuń
  12. Synek nie umrze i koniec! Nie może, najnormalniej w świecie nie może, no proszę...
    Za błędy drogo się płaci, niestety... choć może stety, bo właśnie dzięki nim się uczymy. Mimo to konsekwencje błędu tego mężczyzny nie musiały być takie dramatyczne,ale nie my piszemy scenariusz naszego życia, możemy tylko wprowadzać w nim zmiany.

    OdpowiedzUsuń
  13. Moja wyobraźnia utożsamiła go sobie z Winiarem i już.
    Jego cierpienie jest nie do opisania i chociaż inni ludzie wokół irytują, to najgorzej jest gdy się zostaje samemu ze swoją rozpaczą. Potrzebuje kogoś, kto się nim zainteresuje, naprawdę.
    Żona już go nie przytuli, mam nadzieję, że synek przeżyje i jakoś ukoi smutek ojca. Taka tragedia, to nic dobrego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja też myślę, że to Winiar. Mam nadzieję, że jego synek przeżyje. Współczuję z całego serca takim ludziom, które straciły swoje ukochane osoby, po części przez nich... Eh...

    OdpowiedzUsuń
  15. Winiar. teraz jestem chyba pewna. a jak nie ja to moja wyobraźnia.
    Wspólczuję mu, Tak bardzo mu współczuję. Mam nadzieję, ze synek przeżyje
    iśka

    OdpowiedzUsuń
  16. Brak słów. Niesamowicie opisane emocje, twoje opowiadanie jest naprawdę wyjątkowe. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  17. Że to Winiarski jest? Niebieskie oczy kojarzą mi się tylko z nim albo z Alkiem.
    Świetny opis jeśli chodzi o perspektywę uczestnika wypadku. Wierz mi, wiem co mówię, bo sama brałam w czymś takim udział. Ktoś na górze jednak chciał, że wyglądało to zdecydowanie gorzej, niż się skończyło, ale trauma pozostała na zawsze. Bohaterowi tej historii na pewno pozostanie, bo będzie miał zakodowane w głowie, że jego brawura doprowadziła do śmierci ukochanej żony.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest chyba jednak Winiar. Innej opcji teraz to nie widzę. Ale... Ona nie żyje, a Synek z tego wyjdzie. Oby tak było... Jednak, żeby się tylko pozbierał po takiej stracie i nie obwiniał :(

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem pomiędzy Alkiem a Winiarem i chyba ten drugi do mnie trafia. Żona nie żyje.ups. Trzeba się modlić żeby mały chociaż przeżył.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeżeli jego syn też umrze to mentalnie on tego nie przeżyje, już teraz jest mu bardzo ciężko i wcale nie ma co się dziwić stracił osobę której powierzył własne życie, która zrobiła to samo dla niego i teraz będzie żył z wyrzutami sumienia do końca swoich dni ze to przez niego.

    OdpowiedzUsuń
  21. Podobno śmierć to jedna z najsprawiedliwszych rzeczy na ziemi. Bierze każdego bez względu na wiek, stan konta i życiową pozycję ale ten człowiek nie zasłużył na to, żeby zabrać mu też syna. To dziecko mogłoby mu dać siłę do walki z wyrzutami sumienia i z tym co będzie go czekać po wyzdrowieniu!

    OdpowiedzUsuń
  22. kurde, masakra. nie mam pojęcia co mam napisać. Jak lekarz mógł w ogóle coś takiego powiedzieć? Przecież to był jej mąż, głowa rodziny, a co najważniejsze kierowca. Jak on może się cieszyć, że nie umarł? On chciałby umrzeć, umrzeć zamiast swojej żony. A synek? Synek walczy o życie, żona umarła w cierpieniu, a wszystko przez chwilę nieuwagi. Ta, ciesz się, kurwa, ciesz!


    a tak dla jasności, to Winiar, tak? :)

    OdpowiedzUsuń
  23. nie pojmuję stałej gadki lekarzy. 'Przykro mi' 'Robiliśmy co się da'. A najgorsze było te stwierdzenie Niech pan odpoczywa i cieszy się tym, że żyje, że jeszcze nie przeniósł się na łono Abrahama '. Spewnością chciałby nie żyć, byle by tylko jego żona funkcjonowała, po prostu oddychała. A co z synkiem ? Mam nadzieję, że chociaż jego uratują..
    Wystarczy chwila nie uwagi i już po życiu. Siatakrz czuje się odpowiedzialny za śmierć żony i krytyczny stan synka...jak to musi kurewsko boleć.

    Buziaki, bezduszna ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. Myśle, że ta osoba wolałaby przyjąć wszystkie bóle żony i synka na siebie. Mam głupie uczucie, że chodzi tu o Winiarskiego. Jednak, gdy łączę wszystkie fakty ze sobą to myślę, że raczej to nie on.
    Pozdrawiam,
    Donieek

    OdpowiedzUsuń
  25. Ten lekarz powinien się ni odzywać w ogóle. Jak można się cieszyć, że się żyje, kiedy robi się to ze świadomością, że zabiło się żonę, a syn nie wiadomo czy przeżyje. Bohater z pewnością czuje się winny temu wypadkowi i wolałby sam umrzeć. Ale cóż zrobić ?
    Pozostaje wierzyć, że siatkarz i synek wyjdą z tego.
    Kurde, pasuje mi tu Winiar, ale tak naprawdę wiem, że to nie on, bo fakty się nie zgadzają.
    Cieszę się, że wracasz ♥
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  26. Winiar!!! Nie wiem co mam właściwie więcej napisać. Czytając rozdział, cały czas miałam łzy w oczach i ledwo udało mi się je powstrzymać. Mam nadzieje, że jego synek wyzdrowieje, a on jakoś własnie dla niego spróbuje się pozbierać, co łatwe niestety nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Przepraszam za brak komentarzy. Obiecuję poprawę.
    Na przeprosiny nominacja! ♥
    http://our-sacrifice.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  28. głupio mi, strasznie do tego opowiadania pasuje mi Winiar, już po pierwszych paru linijkach pierwszego rozdziału miałam go przed oczami...

    OdpowiedzUsuń
  29. "Przykro mi, robiliśmy, co w naszej mocy" - standardowa gadka lekarzy... Jeszcze nie tak dawno doświadczyłam tego na własnej skórze, dowiadując się o śmierci bliskiej mi Osoby i te ich słowa wcale nie dodały mi otuchy... Jedna wielka pro-forma...
    Nie wyobrażam sobie nawet, jak teraz musi czuć się On - główny bohater, a na pewno nie jest nim Winiarski! Pewnie już obwinia siebie za śmierć żony i będzie sobie to wypominał do końca życia. Mam nadzieję, że Mały przeżyje! Nie widzę innej opcji!

    ściskam! :*
    Patt

    OdpowiedzUsuń
  30. Cholera jasna. To nie tak miało być. Ona powinna żyć! Teraz On będzie się obwiniał do końca życia, co już zżera go od środka. Dlatego synek musi się wykaraskać, błagam. Jak jeszcze on umrze, to facet całkowicie się załamie :(

    OdpowiedzUsuń