czwartek, 25 lipca 2013

część czwarta.

- Zupełnie cię nie rozumiem - a jak mógł cię rozumieć? Przecież nie miał żony, nie miał dziecka, nie miał stałości, tej całej pięknej egzystencji. Nie miał nic. Bawił się życiem, bawił się wszystkim, co wchodziło w tę pospolitą nazwę. - Żyjesz po makabrycznej stłuczce. Dlaczego się nie cieszysz?
- Powiedz mi najpierw, Kosok, z czego - wymruczałeś pod nosem od niechcenia. Mogłeś nie mówić nic. Tylko po co jeszcze bardziej pokazywać kumplowi słabość? Po co się pogrążać? - Z tego, że z własnej winy doprowadziłem do śmierci żony? Z tego, że mój syn walczy o żywot, który w każdej chwili może przegrać? Z tego, że już na zawsze będę miał piętno tej sytuacji w sobie, krew, piski i płacz ukochanej kobiety jako zadrę w sercu i ciężki grzech na sumieniu?
Milczał. Może nie dlatego, że kompletnie zabrakło mu słów, zabrakło mu jakichkolwiek argumentów. Nie chciał cię ranić, nie chciał cię jeszcze bardziej dobijać? I czy to paradoksalnie w takim momencie nie było wręcz śmieszne?
- Dobrze wiesz, stary, że zawsze możesz na mnie liczyć. Wal śmiało jak w dym z każdym problemem. Spróbujemy się z tym uporać razem.
Próbowałeś się uśmiechnąć, próbowałeś wymusić choć trochę radości w niebieskich tęczówkach. Próbowałeś. A próba nie musi zakończyć się pozytywnym wynikiem.
- Razem wskrzesimy moją żonę, razem uratujemy mojego syna?
Nie miałeś żalu do Grześka o to, że opuścił twe szpitalne pomieszczenie z marsową miną, bez słowa, bez pokrzepienia. Nie miałeś żalu do pozostałych kolegów z zespołu o to, że nie mieli w sobie tyle odwagi co Kosok, że nie przybyli nawet z wymuszonymi i koślawymi uśmiechami na ustach, z wymyślonymi na poczekaniu kondolencjami. O nic nie miałeś żalu. Czyżbyś już naprawdę był wrakiem, nic nieczującą zjawą?
Powinieneś był odpoczywać. Powinieneś był odciąć się od tej całej rzeczywistości, choć na chwilę pomyśleć o czymś niespędzającym snu z powiek, o czymś, co nie wprawiało każdej komórki twego wyrośniętego ciała w konwulsje. Konwulsje przerażenia i melancholii. Nie rozumiałeś. Nie rozumiałeś, dlaczego żyłeś, nie, nie żyłeś, raczej egzystowałeś, tylko przy szybie jedynej najbliższej ci osoby. Nie rozumiałeś, dlaczego nie reagowałeś na pouczenia personelu, na prośby o powrót do swojej sali, na zaproszenia do spożycia posiłku, na nic. Nie rozumiałeś, dlaczego w każdej minucie nocnej, kiedy zegar tykał tak nieprzyjemnie i drażniąco, a pielęgniarskie chodaki wybijały rytm twojego zbolałego serca, myślałeś tylko o niej, o tym, jak jej się żyło na tamtym świecie, o tym, jak patrzyła na waszą dwójkę z góry, o tym, co czuła, kiedy umierała, kiedy odchodziła z tej zarazy nazywanej niebieską planetą. Nic nie rozumiałeś. Cofałeś się. Cofałeś się w rozwoju, w rachubie, we wszystkim co istotne. I chyba tylko imaginacja stała na najwyższym poziomie.
Nie chciałeś tu być. Nie chciałeś istnieć. Chciałeś jedynie ulotnić się jak powietrze z opon twojego auta, jak krew z tętnicy twojej żony. Dlaczego Bóg tym razem na to nie przystał? Dlaczego cię zignorował? Dlaczego nie zabrał ci tego, czego ty tak naprawdę nie potrafiłeś docenić?
Dwudziesta druga czterdzieści osiem. Siódma godzina przy szybie. Siódma bez rozprostowania kości, bez wyjścia do toalety, bez posiłku, bez jakiejkolwiek zmiany pozycji na krzesełku. Siedziałeś przylepiony do oddzielającej was faktury. Miałeś gdzieś coraz większe zmęczenie ogarniające twe ciało, miałeś gdzieś zaniepokojone spojrzenia sióstr oddziałowych, miałeś gdzieś złośliwe uwagi pozostałych pacjentów na temat twoich zaburzeń psychicznych. Tak, głupiałeś. Głupiałeś z melancholii. Jak oni mogli to rozumieć? Znajdowali się tu dla naprawy własnych uszczerbków na zdrowiu. A ty? Ciebie w najbardziej dosadny sposób praktycznie nie było. Twoje jakiekolwiek funkcjonowanie organizmu zeszło na dalszy plan. O ile cokolwiek jeszcze funkcjonowało.
Dwudziesta druga pięćdziesiąt siedem. Czyżbyś był skazany na te przeklęte siódemki?
- Proszę pana? - poczułeś tylko potrząsanie twoim ramieniem. Poczułeś.
Nawet nie zorientowałeś się, kiedy zacząłeś krzyczeć, kiedy twoje pięści z całej siły zaczęły uderzać w szkło. Płakałeś, wyłeś z rozpaczy, odepchnięty przez grupę lekarzy. I jedyne, co pamiętałeś, to ta cholerna ciągła i pionowa kreska na monitorze.
Wolałbyś umrzeć już na początku, gdybyś wiedział, jak to wszystko się potoczy?

***
chyba już zbyt dużo szczegółów dotyczących siatkarza zdradziłam.
e tam, i tak większość wie, o kogo chodzi.
trzeba było wziąć tego Holmesa i zamienić chłopczyka na dziewczynkę.

bez Tośki nie dałabym sobie rady, dziękuję jej z całego serca. :*
a poza tym - cześć, wróciłam. na blogi już raczej na stałe. do Polski niekoniecznie.
żegnaj, Bydzio, też będę za tobą tęsknić.

przeczytałam nowości na Waszych blogach dodane przez te prawie dwa tygodnie, ale naprawdę nie mam tyle sił, aby to wszystko skomentować. zostawię po sobie ślad przy następnych rozdziałach. :*

29 komentarzy:

  1. Jakby nie to, że siedzę w pracy, a szef jest za ścianą to bym się popłakała jak dziecko. Żona, teraz dziecko - to zbyt wiele jak dla jednego słabego człowieczka. Nawet sobie nie wyobrażamy jakim jesteśmy prochem i pyłem, gdy ta wyższa siła zechce zaingerować w nasze życie!

    OdpowiedzUsuń
  2. O wróciłaś! Fajniutko! :D
    co do rozdziału - nikt nie może zrozumieć do końca takiego bólu, jeśli sam go nie doświadczy... czego nikomu nie życzę...
    szkoda mi Pana Siatkarza Brawurowego Kierowcy przecież nie zasłużył na taki los...
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że wolałby umrzeć jako pierwszy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić tego co czuł i tego co czuję teraz gdy jego syna też już nie ma. Miałam podobny stan i etap w życiu kiedy siedziałam na łóżku i sama nie wiem jak mijały kolejne minuty, godziny czy dni. Jedna wielka czarna plama. Chyba to przemnożę przez 3 i wtedy może wyszedł by mi stan w jakim jest siatkarz a może i to było by za mało, na pewno by było za mało.

    Cieszę się że do nas wracasz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, nie może być, tak nie może być! Alek, tak? Ale nie, mały nie może umrzeć! Przecież on się załamie, przecież on już teraz nie chce żyć, a co dopiero po śmierci swojego jedynego synka i to z jego winy. Założe się, że jeszcze nie jednym nas tu zaskoczysz, mimo tak krótkiej długości opowiadania. Czy dziwię się zachowaniu siatkarza? Nie, w życiu. Postępowałabym na jego miejscu identyczne. Stracił wszystko to, co kochał najbardziej na świecie. Nie wiem jak to się skończy, ale bajecznie na pewno nie będzie. Oby jednak lekarze zrobili wszystko co w ich mocy i uratowali malucha. O to proszę. Czekam na piątkę. :) Cieszę się że wróciłaś do blogów, a ja przy jakiejkolwiek fajnej okazji również opuszczam ten żałosny kraj. Będę przyjeżdżać tylko na mecze siatkówki. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw żona, teraz syn. Nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Na pewno wolałby umrzeć jako pierwszy. To dla niego za dużo. Grzesiek próbuje mu pomóc. Siatkarz ma do siebie żal, jednak nie oznacza to, że każdy chce dla niego jak najgorszej, tak w ramach kary. Musi pozwolić, by ktoś mu pomógł. Tym człowiekiem zapewne będzie Grzesiek - jedyny odważny, który zdecydował się odwiedzić kumpla w szpitalu. Może w jego ślad pójdzie reszta chłopaków z drużyny. Szkoda mi tego chłopaka. I coś mi mówi, że jest to albo Igła, albo Pit.

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz jak przeczytałam ten rozdział to zastanawia mnie Cichy Pit, bo Grzesiu. Ale Achrem nadal mi tu pozostaje.. Wło syn nie żyje współczuje :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Takiego bólu nikt nie zrozumie, chyba że przeżyje coś takiego... Wtedy dopiero można uszanować, że ktoś cierpi, że całymi godzinami siedzi przy szpitalnym łóżku... Teraz już nie będzie miał przy kim siedzieć... Życie jest cholernie niesprawiedliwe :/
    Pozdrawia,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  9. ojejku, to takie piękne i zarazem smutne...

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli Resovia, czyli przyjaciel Grzesia, czyli że niebieskooki ;D
    O nie, nie mów mi, że teraz jeszcze stracił sens ostatnich dni. Nie będzie miał przy kim czuwać?
    Przyjaciela potraktował no niezbyt miło, ale teraz będzie takim trudnym człowiekiem.
    Spokojnie, ważne, że wróciłaś ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Cżyżby to był Nowakowski? Nie wiem, pogubiłam się w tym wszystkim... Pięknie napisane, brak słów. Dobrze, że wróciłaś.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, gdzie ci zaspamować. :)
      Więc zapraszam do siebie na prolog - do-krwi.blogspot.com
      Pozdrawiam. :*

      Usuń
  12. no to teraz to ja już kompletnie nie wiem kto to jest

    OdpowiedzUsuń
  13. A tam, ja wolę wiedzieć o kim czytam, bo moja głowa wariuje, jak bohater jest anonimowy. No, już w 90 procentach jestem przekonana o siatkarzu, ale poczekam aż sama wszystko wyjaśnisz ;)
    Rozumiem Kosoka. Sama nie potrafiłabym pocieszyć kogoś w takiej sytuacji. Dokładnie wiem, jak jest stracić kogoś bliskiego, ale to co przeżywa główny bohater jest o stokroś gorsze.

    OdpowiedzUsuń
  14. I czemu mi się teraz pojawiła w głowie opcja z Pitem? Oj Caro, co Ty ze mną robisz ;*
    Cóż, miałam nadzieję, że przynajmniej syn zostanie z naszym bohaterem i pomoże mu się pozbierać po śmierci żony, ale nieszczęście przecież chodzą parami. Ale czy w tym przypadku nieszczęście to dobre określenie? To jakaś kosmiczna tragedia, którą ciężko pojąć. Najbardziej w głowie utkwiło mi pytanie z końca notki o tym czy nie lepiej było umrzeć na początku. Cholerka, pewnie przez najbliższe dni będę się nad tym zastanawiać. Zawsze wiedziałam, że z opowiadań można wyciągać wiele życiowych mądrości ;)
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  15. kurcze, szkoda faceta. najpierw żona, teraz syn. mam nadzieję, że jednak lekarzom jakimś cudem uda się uratować małego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyżby Cichy Pit?;) Najpierw żona teraz dziecko, to straszne. Nie wiem co mama napisać po tym rozdziale. Dobrze, że Grzesiek się pojawił i wspiera kolegę;)
    pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  17. nieeee, no weźźźźźźźźźźźź, nie mów, ze jego synek też umarł. przecież on tego nie przeżyje :(

    Pit?? serio?? O_____________-o

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobra poczekam do następnej części kim jest tajemniczy bohater i już nie będę zgadywać ;d Mam swój typ i tego się będę trzymać xd
    Jeju, ten chłopczyk nie może umrzeć! Przecież siatkarz się załamie totalnie. To nie może się tak skończyć!
    Kurde, taki jeden moment nieuwagi, a zamienia życie w koszmar.
    Sądzę, że przyjmujący też by wolał umrzeć niż męczyć się z wyrzutami sumienia samotnie, bez nikogo.
    Cieszę się, że wróciłaś ♥
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  19. hej Achrem, hej smutku. nie lubię cię, jak tak krzywdzisz siatkarza o najbardziej cudownym akcencie. żonę jeszcze dało radę przeżyć, ale synek?! nie chcę się nawet wczuwać w główną postać...

    a wiesz o czym to świadczy? że napisałaś to kurwesko dobrze.

    pozdrawiam,
    chiyeke

    OdpowiedzUsuń
  20. Totalnie nie wiem co mam napisać. Mam totalną pustkę w głowię, a jednocześnie tak bardzo jest mi go żal, bo tak boleśnie doświadczyło go życie. Najpierw żona teraz najprawdopodobniej syn.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jejku, rozwaliłaś mnie. Facet przez jeden głupi moment stracił wszystko co miał: żonę i dziecko. Wcale mu się nie dziwię, że chce umrzeć, takie życie nie ma żadnego sensu.
    Ja też chciałabym podziękować Tośce za dodawanie tu dla nas nowości i informowanie o nowościach :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Akhrem, Akhrem, Akhrem.
    Cholera, nie chciałabym być teraz w jego skórze; nie chciałabym przeżywać tego, co on przeżywa; nie chciałabym czuć tego, co on czuje. Nie chciałabym być jego sumieniem... Siatkarz znalazł się w ciężkiej sytuacji, miał wszystko, a w pięć sekund stracił to, co najważniejsze: najpierw żonę i teraz prawdopodobnie synka. Nie wybaczy sobie do końca życia tej szybkiej, brawurowej i popisowej jazdy. I coś mi się zdaje, że ta historia również zakończy się tragicznie... :(

    ściskam! :*
    Patt.

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj:)
    No to tak, ja kompletnie teraz nie wiem kto to. Synka miałaś nie uśmiercać, no!
    I coś czuje, że nasz siatkarz też długo nie pożyje, bo wtargnie się na swoje życie. :( Zastanawiam się tylko, czy do zakończenia swojej egzystencji też użyje tej zabójczej maszyny jakim jest samochód rozpędzony do ogromnej prędkości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeju jaki bół nam zadajesz :( Nie chcę wiedzieć co Ty czujesz nawet... Synek też ?!
    Jestem załamana, Ty blogiem dałaś mi wiele do zrozumienia.
    Mam takie dzikie myśli, iż on też długo nie pożyje. Jest takim wrakiem bez użytku, płakać mi sie aż chce. Niszczysz mi tym psychike.
    Buziaki, bezduszna ;*

    OdpowiedzUsuń
  25. Facet bedzie mial pietno do konca. Zona i syn. Syn i zona. Ulamek chwili. Popelni samobojstwo, czuje to.

    OdpowiedzUsuń
  26. No tak. "siódemka" naprowadziła mnie na Oliega. Chyba mam rację?
    Po pierwsze, przepraszam, że nie komentowałam na bieżąco! Nadrabiam wszystko tutaj i teraz.
    Serio początkowo myślałam że to Winiar. Żona, syn, niebieskie oczy, przyjmujący. Cóż, szkoda. Aczkolwiek wolę Winiarskiego w bardziej pozytywnych scenariuszach.
    Bardzo poruszający temat. Życie jest na tyle okrutne, że zabiera nam tych najważniejszych, a my sami musimy męczyć się z wyrzutami sumienia i z samotnością. Współczuję z całego serca, ale prędzej czy później musiało dojść do tragedii. Na nieszczęście zginęli zupełnie niewinni ludzie....

    Kochanie, od razu widać, że jesteś obcykana w medycynie. Zazdroszczę *_____*

    Całuję, F. :*

    OdpowiedzUsuń
  27. No to zobaczymy, czy to co myślę będzie tym co tak naprawdę jest. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. O matko. Nie, dlaczego Maluch musiał umrzeć?! :( Boże, jak mi teraz smutno. Nie wyobrażam sobie co musi czuć ojciec, tracący syna z własnej winy, w konsekwencji wypadku który sam spowodował...
    Traci żonę i dziecko, najważniejsze istoty w życiu, teraz już nic nie będzie mieć sensu, nawet siatkówka. Kosok w roli pocieszyciela? A więc nasz Tajemniczy to Soviak.

    OdpowiedzUsuń